Monachium, 31.12.2021 r.
–
Laila, musisz się skupić! – poirytowany i podniesiony głos
trenera dotarł do moich uszu, gdy podjechał do mnie na łyżwach. –
Najważniejszą imprezą sezonu są Igrzyska Olimpijskie, zgadza się,
ale nie możesz bagatelizować występu na Mistrzostwach Europy! –
Powoli zaczął tracić do mnie cierpliwość, czemu zbytnio się nie
dziwiłam. Ostatni dzień roku był niekończącym się koszmarem.
Nie mogłam złapać równowagi, przewracałam się, nabiłam sobie
guza, nie docierało do mnie kompletnie nic. Układ, który mi
przedstawił wydawał się być zbyt skomplikowany. Zbyt radosny.
Melodia tłukła się w mojej głowie, szydziła ze mnie, śmiała
się ze mnie. Jakby doskonale wiedziała, że nie będę w stanie do
niej zatańczyć.
–
Nie dam rady! – odparowałam szurając
łyżwami po lodzie. Ten dźwięk był wybawieniem. I ukojeniem.
–
W takim razie… Może sobie po prostu
wyjdę? – zaproponował trener krzyżując ramiona. Był starszym,
doświadczonym mężczyzną, z którym nie należało pogrywać.
Został ze mną, pomógł mi, wspierał mnie. Otoczył bezgranicznym
wsparciem i opieką. – Mam cię opuścić? Zdążysz znaleźć
innego trenera w tak krótkim czasie? – Wymownie spojrzał na
lodowisko. Jego oczy były twarde, wyzierała z nich mądrość oraz
wiedza. – Laila?
–
Nie, trenerze – odpowiedziałam. –
Nie zdążę. I nie chcę nikogo innego – Zapewniłam go. –
Dzisiejszy dzień… To trudne – Wyszeptałam.
–
Laila, jesteś silną kobietą.
Poradziłaś sobie z tragedią, która cię spotkała. Możesz
zaprzeczać do woli, możesz oponować, ale taka właśnie jest
prawda. Wiem, że strata Jonasa i Elsi boli. Wiem, że masz w sercu
niezagojone rany. Wiem, że one nigdy nie znikną. Ale mimo to…
Jesteś tutaj. Podjęłaś walkę. Przekwalifikowałaś się.
Musiałaś nauczyć się wszystkiego od nowa. Wywalczyłaś
upragniony awans na Olimpiadę. Naprawdę tego nie dostrzegasz? –
próbował do mnie dotrzeć. Musiałam przyznać mu rację.
–
Dostrzegam – wymamrotałam. – Tylko…
Boję się. – Wyznałam.
–
Strach tkwi w każdym z nas, nie
zapominaj o tym. Ja również odczuwam brak Jonasa. Był mi bardzo
bliski, traktowałem go jak syna, próbowałem zastąpić mu ojca,
który przedwcześnie odszedł. Boli mnie to, że go z nami nie ma,
ale wiesz, że nie możemy cofnąć czasu. Musisz przezwyciężyć w
sobie panikę i walczyć za was obu. Taka była twoja obietnica,
prawda?
–
Prawda – odpowiedziałam oddychając
głęboko. Nie mogłam się teraz poddać. Zaszłam za daleko. Błędy,
które popełniłam zostaną ze mną na wieki, lecz… Choć w pewnym
stopniu mogłam je zminimalizować. Dla spokoju sumienia. Wjechałam
na środek lodowiska. Dałam się ponieść muzyce. Poddałam się
jej. Z każdym kolejnym skokiem byłam bliżej celu.
Pierwsze
„cześć”, ostanie „do widzenia”. Dwa słowa. Dające
nadzieję na lepszy życie, czy potrafiące roztrzaskać serce na
kawałki? Pamiętałam nasze pierwsze „cześć”. Byliśmy
nieśmiałymi dziećmi, nie wiedzieliśmy jak zachować się w swoim
towarzystwie. W końcu… Chłopak i dziewczynka razem na lodzie?
Mieliśmy trzymać się za ręce, być blisko siebie i sobie
zaufać. Postawiono przed nami cholernie ciężkie zadanie, ale z
biegiem lat wszystko stało się łatwiejsze, zdecydowanie lepsze.
Nauczyliśmy się siebie. Wszystko ze sobą współgrało. My, nasze
oddechy, nasze kroki, nasze myśli. Tak bardzo za nim tęskniłam.
Nie potrafiłam objąć tego słowami, ani rozumem. Znów siedziałam
na drewnianej ławeczce. Znów wpatrywałam się w tablice. Czasami
im zazdrościłam. Tego, że są razem. Ja musiałam zostać tutaj.
Zmagałam się z poczuciem winy, które z każdym kolejnym dniem
przygniatało mnie coraz bardziej. Momentami nie mogłam oddychać.
Karałam się. Wiedziałam, że to nie było rozwiązanie, ale… To
było silniejsze ode mnie. Byłam przytłoczona, załamana. Dni
uciekały, przelatywały mi przez palce. A ja czułam się jak duch.
Byłam przezroczysta. I sponiewierana. Gardziłam sobą, krzyczałam,
płakałam. Chciałam do nich dołączyć. Pamiętałam nasze
ostatnie „do widzenia”. Byłam w opłakanym stanie, byłam
posiniaczona, poobijana i przerażona. Wyłam, jakby obdzierali mnie
ze skóry. Kiedy się obudziłam dowiedziałam się prawdy. To była
niszczycielska siła. Nie mogli mnie uspokoić, chcieli wysłać mnie
na leczenie, by poskładać mój zrujnowany mózg. Nie pozwoliłam
im. Musiałam ich zobaczyć. Musiałam ich przeprosić. Nie dawałam
za wygraną. Powiedziano mi, że ciało Jonasa zostało już
zidentyfikowane, ale musiałam zobaczyć je na własne oczy. To była
trauma. Z biegiem lat doceniłam fakt, że nie pozwolili mi zobaczyć
Elsi. Tego bym nie zniosła. Jonas był zimny i blady. Jego serce nie
biło. Jego spojrzenie zgasło, uśmiech zastygł na ustach.
Obrażenia były zbyt rozległe. Dotknęłam jego martwej dłoni.
Złożyłam obietnicę. Pocałowałam jego czoło. A łzy płynęły.
Prawdziwe i gorące. Wpadłam w histerię. Chciałam z nim
zostać, chciałam położyć się obok niego i zasnąć.
Chciałam wziąć w ramiona Elsi. I odpłynąć. Razem z nimi. Pusty
brzuch nie dawał mi spokoju. Nie chciałam wierzyć, że mojej córki
już w nim nie ma. Odeszła. Tak samo jak Jonas. Wspomnienia mnie
atakowały. Z nieba prószył śnieg, gdzieniegdzie słyszałam
fajerwerki. Ostatni dzień roku. Przede mną czaił się kolejny,
wyrastał na horyzoncie, zapraszał, bym weszła w jego ramiona, bym
wzięła w nim udział. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam się
na to zgodzić. Dla Jonasa, dla Elsi, dla siebie. Nowy rok… Nowa
nadzieja? Nowa szansa? Wiedziałam, że go spotkam. To było
nieuniknione. Igrzyska Olimpijskie majaczyły w oddali. Ale… To
wcale nie było tak daleko. Dzień odlotu. Trzydziesty pierwszy
stycznia dwa tysiące dwudziestego drugiego roku. Ja i on, ponownie w
jednym miejscu. Nie chciałam tego. Bałam się. Swojej reakcji.
Byłam taka słaba. Taka poniszczona. Taka rozbita. Wstałam, otarłam
łzy z policzków. Kiedy wydawało mi się, że idzie mi coraz
lepiej, przychodziły takie dni, które obalały tę teorię.
Pociągnęłam nosem i odeszłam. Stukając obcasami zakłóciłam
ich spokój.
Garmisch-Partenkirchen,
31.12.2021 r.
Zajęcie
czterdziestego siódmego miejsca w kwalifikacjach było dla mnie
porażką. Nie potrafiłem odnaleźć w sobie przyczyny. Dlaczego raz
skakałem dobrze? Dlaczego później nie mogłem przebrnąć przez
serię kwalifikacyjną? To było frustrujące. Koledzy dobijali się
do kadry, osiągali lepsze wyniki od moich. Pekin się ode mnie
oddalał. Szansa na trzecie Igrzyska Olimpijskie zawisła na włosku.
Tylko ja mogłem ją złapać i przekłuć w sukces. Czym dam sobie
radę? Przy podołam? Nie wiedziałem tego. Tak bardzo się
posypałem. Nie mogłem się pozbierać, nie po tym, co zaszło.
Tamta Olimpiada… Była najlepszą i najgorszą rzeczą w życiu.
Zdobyłem trzy medale, jednak… Podobnie jak Laila dopuściłem się
zdrady. Przecież byłem wtedy w związku. Kiedy wróciłem do kraju,
Laura od razu zauważyła we mnie zmianę. Stała się bardziej
czujna. Przestała mi ufać, chciała kontrolować mój czas i
uczestniczyć we wszystkich spotkaniach z przyjaciółmi. Śmiali
się, że wzięła mnie pod pantofel, ale co miałem zrobić?
Przyznać się jej? Byłem tchórzem. Poza tym nie mogłem wciągnąć
w to Laili. Ona miała swój bałagan, który musiała uporządkować.
Uporała się z tym. Była z Jonasem. Ja i Laura… Ciągnęliśmy
nasz związek jeszcze przez rok. Potem zgodnie stwierdziliśmy, że
to nie ma sensu. Męczyła mnie jej osoba, jej pytania, przeglądanie
numerów w moim telefonie. Sam sobie na to zasłużyłem, ale dłużej
tak nie mogłem. Ona również. Zasługiwała na kogoś lepszego.
Dobra forma uleciała. Kontuzje, rezygnacja w połowie poprzedniego
sezonu… Czy to coś dało? Nie miałem pojęcia. Byłem straszliwie
pogubiony. Wina ciążyła w moim sercu jak kamienie. Nikt nie mógł
ich skruszyć.
–
Andreas, jesteś z nami? – pytanie
trenera przywróciło mnie do rzeczywistości. Zamrugałem powiekami.
–
Oczywiście – zapewniłem go. Wank
posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Zignorowałem je. Wspólna
sylwestrowa kolacja była tradycją. Nie miałem na nią najmniejszej
ochoty, lecz musiałem wziąć w niej udział. Musiałem słuchać
szczęśliwych kolegów, udawać, że wszystko ze mną w porządku,
że nie mam bałaganu w głowie. Myślałem tylko o niej. O
czym teraz myśli, co robi? Jak spędza ten dzień? Katuje się
wspomnieniami, płacze? Obwinia mnie?
–
Teraz twoja kolej! Podziel się
najszczęśliwszą rzeczą, jaka spotkała cię w tym, kończącym
się już roku! – ponaglił mnie Markus. Zamknąłem oczy.
Policzyłem do dziesięciu. Moje życie już nie było szczęśliwe.
Stało się puste. Było monotonią, walką o przetrwanie.
–
Szóste miejsce w Klingenthal –
odparłem. Czy to była prawda?
–
Zupełnie się nie postarałeś! Stać
cię na więcej, Andi – oznajmił Karl. Co on mógł wiedzieć?
Zdusiłem w sobie irytację.
–
Szóste miejsce w Klingenthal było
najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mi się w tym, kończącym się
roku – wyrecytowałem ucinając temat. Karl zamilkł. Zrozumiał.
Nie miałem mu tego za złe. Skąd miał wiedzieć, co działo się w
mojej tykającej głowie? Nikt o tym nie wiedział. Nawet Wank.
Przyglądał mi się uważnie. Miałem ochotę na rozmowę z nim. Na
śmianie się z jego żartów. Miałem ochotę po prostu się przy
nim wypłakać. Nie oceniałby mnie. Pozwoliłby mi na to. A potem
cierpliwie poczekałby na wyjaśnienia. Dlaczego się od niego
odsunąłem? Dlaczego postawiłem między nami mur?
–
Wznieśmy toast! Potem możecie się
rozejść – trener wygłosił krótką mowę. Życzył nam dobrej
formy i sukcesów. Wypiliśmy po kieliszku szampana. Szampan… W
połączeniu z innymi trunkami potrafił wyrządzić wiele
szkód. Nieodwracalnych. Pożegnałem się z kolegami, zaszyłem
się w swoim pokoju. Usiadłem na parapecie z telefonem w dłoni.
Moja była… Wydawało się, że znalazła miłość. Była
spełniona, szczęśliwa, radosna. Chętnie dzieliła się swoim
życiem. Laila… Nie miała prywatnego konta, jednak posty pojawiały
się sporadycznie. Śledziłem jej aktywność jak kretyn. Ostatnie
zdjęcie dodała dziś. Z lodowiska. Była uśmiechnięta.
Zadrżałem. Czy jeśli wywalczę sobie miejsce w składzie, to dam
radę przeżyć spotkanie z nią? Ona mnie nienawidziła. Ja ją…
Pokręciłem głową. Czasu było tak mało. Zdecydowanie za mało,
by się do tego przygotować. Jak zareagujemy na swój widok?
Będziemy udawać, że się nie znamy? Będziemy się unikać? Cztery
lata temu wszystko było takie proste. Lubiliśmy się, rozmawialiśmy
ze sobą. Później… Skończyło się. Wszystko się skończyło.
Oparłem rozgrzane czoło o zimną szybę. Hotelowy pokój,
sylwestrowy wieczór. Byłem sam. Noc była mroźna i ciemna. Wybiła
północ. Kolorowe fajerwerki oświetliły szczyty Alp i Große
Olympiaschanze. A ja pozwoliłem sobie na płacz.
***
Witam!
Igrzyska coraz bliżej... ^^