środa, 19 stycznia 2022

Trzeci

 Monachium, 31.12.2021 r.


    Laila, musisz się skupić! – poirytowany i podniesiony głos trenera dotarł do moich uszu, gdy podjechał do mnie na łyżwach. – Najważniejszą imprezą sezonu są Igrzyska Olimpijskie, zgadza się, ale nie możesz bagatelizować występu na Mistrzostwach Europy! – Powoli zaczął tracić do mnie cierpliwość, czemu zbytnio się nie dziwiłam. Ostatni dzień roku był niekończącym się koszmarem. Nie mogłam złapać równowagi, przewracałam się, nabiłam sobie guza, nie docierało do mnie kompletnie nic. Układ, który mi przedstawił wydawał się być zbyt skomplikowany. Zbyt radosny. Melodia tłukła się w mojej głowie, szydziła ze mnie, śmiała się ze mnie. Jakby doskonale wiedziała, że nie będę w stanie do niej zatańczyć.
Nie dam rady! – odparowałam szurając łyżwami po lodzie. Ten dźwięk był wybawieniem. I ukojeniem.
W takim razie… Może sobie po prostu wyjdę? – zaproponował trener krzyżując ramiona. Był starszym, doświadczonym mężczyzną, z którym nie należało pogrywać. Został ze mną, pomógł mi, wspierał mnie. Otoczył bezgranicznym wsparciem i opieką. – Mam cię opuścić? Zdążysz znaleźć innego trenera w tak krótkim czasie? – Wymownie spojrzał na lodowisko. Jego oczy były twarde, wyzierała z nich mądrość oraz wiedza. – Laila?
Nie, trenerze – odpowiedziałam. – Nie zdążę. I nie chcę nikogo innego – Zapewniłam go. – Dzisiejszy dzień… To trudne – Wyszeptałam.
Laila, jesteś silną kobietą. Poradziłaś sobie z tragedią, która cię spotkała. Możesz zaprzeczać do woli, możesz oponować, ale taka właśnie jest prawda. Wiem, że strata Jonasa i Elsi boli. Wiem, że masz w sercu niezagojone rany. Wiem, że one nigdy nie znikną. Ale mimo to… Jesteś tutaj. Podjęłaś walkę. Przekwalifikowałaś się. Musiałaś nauczyć się wszystkiego od nowa. Wywalczyłaś upragniony awans na Olimpiadę. Naprawdę tego nie dostrzegasz? – próbował do mnie dotrzeć. Musiałam przyznać mu rację.
Dostrzegam – wymamrotałam. – Tylko… Boję się. – Wyznałam.
Strach tkwi w każdym z nas, nie zapominaj o tym. Ja również odczuwam brak Jonasa. Był mi bardzo bliski, traktowałem go jak syna, próbowałem zastąpić mu ojca, który przedwcześnie odszedł. Boli mnie to, że go z nami nie ma, ale wiesz, że nie możemy cofnąć czasu. Musisz przezwyciężyć w sobie panikę i walczyć za was obu. Taka była twoja obietnica, prawda?
Prawda – odpowiedziałam oddychając głęboko. Nie mogłam się teraz poddać. Zaszłam za daleko. Błędy, które popełniłam zostaną ze mną na wieki, lecz… Choć w pewnym stopniu mogłam je zminimalizować. Dla spokoju sumienia. Wjechałam na środek lodowiska. Dałam się ponieść muzyce. Poddałam się jej. Z każdym kolejnym skokiem byłam bliżej celu.


    Pierwsze „cześć”, ostanie „do widzenia”. Dwa słowa. Dające nadzieję na lepszy życie, czy potrafiące roztrzaskać serce na kawałki? Pamiętałam nasze pierwsze „cześć”. Byliśmy nieśmiałymi dziećmi, nie wiedzieliśmy jak zachować się w swoim towarzystwie. W końcu… Chłopak i dziewczynka razem na lodzie? Mieliśmy trzymać się za ręce, być blisko siebie 
i sobie zaufać. Postawiono przed nami cholernie ciężkie zadanie, ale z biegiem lat wszystko stało się łatwiejsze, zdecydowanie lepsze. Nauczyliśmy się siebie. Wszystko ze sobą współgrało. My, nasze oddechy, nasze kroki, nasze myśli. Tak bardzo za nim tęskniłam. Nie potrafiłam objąć tego słowami, ani rozumem. Znów siedziałam na drewnianej ławeczce. Znów wpatrywałam się w tablice. Czasami im zazdrościłam. Tego, że są razem. Ja musiałam zostać tutaj. Zmagałam się z poczuciem winy, które z każdym kolejnym dniem przygniatało mnie coraz bardziej. Momentami nie mogłam oddychać. Karałam się. Wiedziałam, że to nie było rozwiązanie, ale… To było silniejsze ode mnie. Byłam przytłoczona, załamana. Dni uciekały, przelatywały mi przez palce. A ja czułam się jak duch. Byłam przezroczysta. I sponiewierana. Gardziłam sobą, krzyczałam, płakałam. Chciałam do nich dołączyć. Pamiętałam nasze ostatnie „do widzenia”. Byłam w opłakanym stanie, byłam posiniaczona, poobijana i przerażona. Wyłam, jakby obdzierali mnie ze skóry. Kiedy się obudziłam dowiedziałam się prawdy. To była niszczycielska siła. Nie mogli mnie uspokoić, chcieli wysłać mnie na leczenie, by poskładać mój zrujnowany mózg. Nie pozwoliłam im. Musiałam ich zobaczyć. Musiałam ich przeprosić. Nie dawałam za wygraną. Powiedziano mi, że ciało Jonasa zostało już zidentyfikowane, ale musiałam zobaczyć je na własne oczy. To była trauma. Z biegiem lat doceniłam fakt, że nie pozwolili mi zobaczyć Elsi. Tego bym nie zniosła. Jonas był zimny i blady. Jego serce nie biło. Jego spojrzenie zgasło, uśmiech zastygł na ustach. Obrażenia były zbyt rozległe. Dotknęłam jego martwej dłoni. Złożyłam obietnicę. Pocałowałam jego czoło. A łzy płynęły. Prawdziwe i gorące. Wpadłam w histerię. Chciałam z nim zostać, chciałam położyć się obok niego i zasnąć. Chciałam wziąć w ramiona Elsi. I odpłynąć. Razem z nimi. Pusty brzuch nie dawał mi spokoju. Nie chciałam wierzyć, że mojej córki już w nim nie ma. Odeszła. Tak samo jak Jonas. Wspomnienia mnie atakowały. Z nieba prószył śnieg, gdzieniegdzie słyszałam fajerwerki. Ostatni dzień roku. Przede mną czaił się kolejny, wyrastał na horyzoncie, zapraszał, bym weszła w jego ramiona, bym wzięła w nim udział. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam się na to zgodzić. Dla Jonasa, dla Elsi, dla siebie. Nowy rok… Nowa nadzieja? Nowa szansa? Wiedziałam, że go spotkam. To było nieuniknione. Igrzyska Olimpijskie majaczyły w oddali. Ale… To wcale nie było tak daleko. Dzień odlotu. Trzydziesty pierwszy stycznia dwa tysiące dwudziestego drugiego roku. Ja i on, ponownie w jednym miejscu. Nie chciałam tego. Bałam się. Swojej reakcji. Byłam taka słaba. Taka poniszczona. Taka rozbita. Wstałam, otarłam łzy z policzków. Kiedy wydawało mi się, że idzie mi coraz lepiej, przychodziły takie dni, które obalały tę teorię. Pociągnęłam nosem i odeszłam. Stukając obcasami zakłóciłam ich spokój.


Garmisch-Partenkirchen, 31.12.2021 r.


    Zajęcie czterdziestego siódmego miejsca w kwalifikacjach było dla mnie porażką. Nie potrafiłem odnaleźć w sobie przyczyny. Dlaczego raz skakałem dobrze? Dlaczego później nie mogłem przebrnąć przez serię kwalifikacyjną? To było frustrujące. Koledzy dobijali się do kadry, osiągali lepsze wyniki od moich. Pekin się ode mnie oddalał. Szansa na trzecie Igrzyska Olimpijskie zawisła na włosku. Tylko ja mogłem ją złapać i przekłuć w sukces. Czym dam sobie radę? Przy podołam? Nie wiedziałem tego. Tak bardzo się posypałem. Nie mogłem się pozbierać, nie po tym, co zaszło. Tamta Olimpiada… Była najlepszą i najgorszą rzeczą w życiu. Zdobyłem trzy medale, jednak… Podobnie jak Laila dopuściłem się zdrady. Przecież byłem wtedy w związku. Kiedy wróciłem do kraju, Laura od razu zauważyła we mnie zmianę. Stała się bardziej czujna. Przestała mi ufać, chciała kontrolować mój czas 
i uczestniczyć we wszystkich spotkaniach z przyjaciółmi. Śmiali się, że wzięła mnie pod pantofel, ale co miałem zrobić? Przyznać się jej? Byłem tchórzem. Poza tym nie mogłem wciągnąć w to Laili. Ona miała swój bałagan, który musiała uporządkować. Uporała się z tym. Była z Jonasem. Ja i Laura… Ciągnęliśmy nasz związek jeszcze przez rok. Potem zgodnie stwierdziliśmy, że to nie ma sensu. Męczyła mnie jej osoba, jej pytania, przeglądanie numerów w moim telefonie. Sam sobie na to zasłużyłem, ale dłużej tak nie mogłem. Ona również. Zasługiwała na kogoś lepszego. Dobra forma uleciała. Kontuzje, rezygnacja w połowie poprzedniego sezonu… Czy to coś dało? Nie miałem pojęcia. Byłem straszliwie pogubiony. Wina ciążyła w moim sercu jak kamienie. Nikt nie mógł ich skruszyć.
Andreas, jesteś z nami? – pytanie trenera przywróciło mnie do rzeczywistości. Zamrugałem powiekami.
Oczywiście – zapewniłem go. Wank posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Zignorowałem je. Wspólna sylwestrowa kolacja była tradycją. Nie miałem na nią najmniejszej ochoty, lecz musiałem wziąć w niej udział. Musiałem słuchać szczęśliwych kolegów, udawać, że wszystko ze mną w porządku, że nie mam bałaganu w głowie. Myślałem tylko o niej. O czym teraz myśli, co robi? Jak spędza ten dzień? Katuje się wspomnieniami, płacze? Obwinia mnie?
Teraz twoja kolej! Podziel się najszczęśliwszą rzeczą, jaka spotkała cię w tym, kończącym się już roku! – ponaglił mnie Markus. Zamknąłem oczy. Policzyłem do dziesięciu. Moje życie już nie było szczęśliwe. Stało się puste. Było monotonią, walką o przetrwanie.
Szóste miejsce w Klingenthal – odparłem. Czy to była prawda?
Zupełnie się nie postarałeś! Stać cię na więcej, Andi – oznajmił Karl. Co on mógł wiedzieć? Zdusiłem w sobie irytację.
Szóste miejsce w Klingenthal było najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mi się w tym, kończącym się roku – wyrecytowałem ucinając temat. Karl zamilkł. Zrozumiał. Nie miałem mu tego za złe. Skąd miał wiedzieć, co działo się w mojej tykającej głowie? Nikt o tym nie wiedział. Nawet Wank. Przyglądał mi się uważnie. Miałem ochotę na rozmowę z nim. Na śmianie się z jego żartów. Miałem ochotę po prostu się przy nim wypłakać. Nie oceniałby mnie. Pozwoliłby mi na to. A potem cierpliwie poczekałby na wyjaśnienia. Dlaczego się od niego odsunąłem? Dlaczego postawiłem między nami mur?
Wznieśmy toast! Potem możecie się rozejść – trener wygłosił krótką mowę. Życzył nam dobrej formy i sukcesów. Wypiliśmy po kieliszku szampana. Szampan… W połączeniu z innymi trunkami potrafił wyrządzić wiele szkód. Nieodwracalnych. Pożegnałem się z kolegami, zaszyłem się w swoim pokoju. Usiadłem na parapecie z telefonem w dłoni. Moja była… Wydawało się, że znalazła miłość. Była spełniona, szczęśliwa, radosna. Chętnie dzieliła się swoim życiem. Laila… Nie miała prywatnego konta, jednak posty pojawiały się sporadycznie. Śledziłem jej aktywność jak kretyn. Ostatnie zdjęcie dodała dziś. Z lodowiska. Była uśmiechnięta. Zadrżałem. Czy jeśli wywalczę sobie miejsce w składzie, to dam radę przeżyć spotkanie z nią? Ona mnie nienawidziła. Ja ją… Pokręciłem głową. Czasu było tak mało. Zdecydowanie za mało, by się do tego przygotować. Jak zareagujemy na swój widok? Będziemy udawać, że się nie znamy? Będziemy się unikać? Cztery lata temu wszystko było takie proste. Lubiliśmy się, rozmawialiśmy ze sobą. Później… Skończyło się. Wszystko się skończyło. Oparłem rozgrzane czoło o zimną szybę. Hotelowy pokój, sylwestrowy wieczór. Byłem sam. Noc była mroźna i ciemna. Wybiła północ. Kolorowe fajerwerki oświetliły szczyty Alp i Große Olympiaschanze. A ja pozwoliłem sobie na płacz.


***

Witam!

Igrzyska coraz bliżej... ^^



Pozdrawiam ;*