czwartek, 30 grudnia 2021

Drugi

 Monachium, 24.12.2021 r.


    To był najgorszy czas w roku. Magia świąt ulotniła się wraz z odejściem Jonasa i Elsi. Nic już nie było takie same. Życzenia stały się wymuszone, uśmiechy sztuczne. Stos piętrzących się pod choinką prezentów dawał fałszywy obraz. To była iluzja, a nie życie. Grałam, by zadowolić rodziców. To nie była ich wina. Starali się jak mogli, by mi pomóc. Okazywali wsparcie, nie wtrącali się, pozwolili, abym sama oswoiła się z tą tragedią. Byłam im wdzięczna. Nie potępiali mnie, trwali przy mnie i motywowali do walki o przetrwanie. Przetrwałam, ale dość często myślałam poddaniu się. O rezygnacji. O innym, być może łatwiejszym i spokojniejszym życiu. O wyjeździe. Do innego miasta, a może nawet do innego kraju. Tutaj wszystko przypominało mi o utraconej szansie na szczęście. Przypominało również o tym, o którym pragnęłam zapomnieć. O tym, którego chciałam wymazać z pamięci. Wyrzucić z głowy. Pragnęłam pozbyć się złudzenia. Nie czułam już jego zdradzieckich pocałunków, ani brudnego dotyku, który kładł się na mnie. Żywa choinka zrzuciła igły. Pachniała, ale czy był to zapach świątecznej atmosfery, czy wkradającego się we wszystkie kąty gnicia? Lampki migały psotnie. Odbijały się w moich oczach. Wspomnienia wypływały na wierzch. Potłuczone bombki, gwiazda bez jednego ramienia, podarty łańcuch, głośny, szczery śmiech, piosenki puszczane z naszej playlisty. Ogień trzaskał w kominku. Iskry syczały, dawały ciepło. Ale ja czułam lód. Bo już nie było wielkich, trochę tandetnych i kiczowatych swetrów w renifery. Nie było ciepłej czekolady 
z piankami i bitą śmietaną. Nie było świątecznych kubów i ciasnych objęć. Nie było włochatych, wysokich skarpet. Nie było ozdobnych poszewek na poduszki. Były tylko te sztuczne lampki. I trawiący wszystko ogień. Wystarczyła chwila nieuwagi. A jeśli by się rozprzestrzenił? Czy zdołałabym się uratować? Czy pozwoliłabym mu, aby swoim językiem pochłonął wszystko, co jeszcze w jakimś stopniu było dla mnie ważne? Dom rodzinny był ważny. Był filarem, opoką, fundamentem. Był jak silne ramiona taty, które oplatały mnie, gdy siedziałam mu na kolanach, a on czytał mi bajki. Był jak pobrudzone mąką ręce mamy, kiedy robiłyśmy razem pierniki. Był jak słodki lukier. Czy jeszcze kiedyś zaznam szczęścia? Czy założę własną rodzinę? Czy będę potrafiła cieszyć się śniegiem, prezentami, dekorowaniem choinki? To wydawało się być niemożliwe. Nie zasłużyłam sobie na taki rarytas. W końcu byłam potępiona. Najbardziej przez samą siebie.
Laila, pomożesz mi? – wtrąciła mama. Oderwałam się od skubania nitki, która zwisała smętnie z eleganckiej bluzki i ruszyłam za rodzicielką do kuchni. Tata dokładał drwa do kominka. – Zaniesiesz grzane wino na stół? – Zapytała.
Tak – odparłam. Wypolerowane talerze, lśniące sztućce, niepogięte serwetki. Kolacja wigilijna. Salaterki z sałatką kartoflaną, półmiski pieczonych kiełbasek. Tradycja. Jedliśmy, rozmawiając i popijając rozgrzewający alkohol. Trzy krzesła. Ani jednego więcej. Ani jednego dziecięcego krzesełka. Brak czułych pocałunków, brak gaworzenia, brak porozrzucanych zabawek, o które potykalibyśmy się odchodząc od stołu. Czas mijał. Tata robił się senny, najedzony klepał się po brzuchu. Wiedział, co zrobić, bym choć na trochę się uśmiechnęła. Prawdziwie. Ucałowałam go.
Kochanie… – mama poklepała mnie po policzkach, kiedy nakładałam na siebie płaszcz. – Uważaj na siebie, dobrze? I wpadnij jutro. Nie możesz być sama w Boże Narodzenie – Oznajmiła.
Wiem, mamo – odparłam. Owinęłam się grubym szalikiem. – Do zobaczenia – Pochyliłam się dając jej całusa. Wspięła się na palce, by dotknąć mojego czoła. Zamrugałam powiekami chcąc odgonić łzy.
Nie powstrzymuj ich. One… Dają niejakie oczyszczenie, nie sądzisz? – spytała. Widziałam jej zaszklone spojrzenie.
Chyba masz rację – pociągnęłam nosem. Wyszłam w ciemną noc.


    Wieczór wigilijny był mroźny. Płatki śniegu wirowały wokół mnie. Ubity śnieg skrzypiał pod moimi nogami, gdy pokonywałam kolejne kroki. Powinnam znienawidzić zimę, ale nie potrafiłam. Dalej była moją ulubioną porą roku, bez względu na okoliczności. Lubiłam patrzeć na udekorowane domy oraz ogrodzenia. Światełka, podświetlane renifery… To przypominało o beztroskim dzieciństwie. O latach bez problemów, trosk 
i zmartwień. Przypominało o jeżdżeniu autobusem. Z Jonasem, na lodowisko. Pokazywaliśmy sobie wtedy domy i zgadywaliśmy, kto wpadł na taki pomysł urządzenia swojego gospodarstwa. Zaśmiałam się cicho. Sama z siebie, po raz pierwszy, od bardzo dawna. Zastanawiałam się, czy jeszcze kiedykolwiek się na to odważę. Może powoli się przełamywałam. Może… Może przestanę katować się myślami, że nie mogę tego robić, bo w ten sposób zapominam, o tym co zrobiłam. To wydarzenie zostanie ze mną na wieki. Zabiorę je ze sobą do grobu. Furtka była otwarta. Tutaj nie było ciemno. Zignorowałam anioła, przeszłam obok niego, jakby nie istniał. Powinien przestać mnie straszyć. Zalegający na gołych gałęziach śnieg dawał jasność, znicze oświetlały drogę. Zmiotłam dłonią puch, usiadłam na ławeczce. Nic się nie zmieniło. Oni dalej tutaj byli. Uśpieni. Być może czujni. Byli razem. Cmentarz… Tutaj czas naprawdę zamierał. Była martwa i głucha cisza uderzająca do głowy. Każdy najdrobniejszy szelest sprawiał, że się wzdrygałam i czułam przebiegającą po ciele gęsią skórkę. Nie bałam się, ale byłam niepewna. Moje myśli nieustanie krążyły wokół Elsi i Jonasa. Zakopanych pod ziemią. Musiało być im zimno. Dlaczego byłam taka nierozważna? Znicz, który zostawił tutaj ostatnim razem wciąż się palił. Najjaśniej. Po co tu przyszedł? Co chciał mi udowodnić? Interesował się moim życiem? Ale po co? Ja przestałam. Nie byłam ciekawa. To co między nami zaszło było błędem. Wielkim, nieodwracalnym błędem, który pociągnął za sobą późniejsze wydarzenia. Dlaczego pchałam się w jego ramiona, choć kochałam Jonasa? Dlaczego przez ten ułamek sekundy w ogóle pozwoliłam sobie na myślenie, że poczułam to samo do niego? Nie mogłam ich kochać równocześnie. To była krótka fascynacja. On mnie fascynował. Byłam taka głupia. Pjongczang. Punkt zwrotny. Punkt zapalny. Kiedy wracałam do pokoju pustym korytarzem byłam skażona. Jego ustami, jego ciałem, jego zapachem. Jonas spał, oddychał, nieświadomy, spokojny. Ja wyszłam na balkon. Trzęsłam się. I płakałam. Rozsypałam się. Wydarzenia z dwa tysiące osiemnastego roku zaczęły mnie bombardować. Olimpiada. Emocje. Sukces. Lodowisko, łyżwy. Skocznia, narty. Złote medale. Gratulacje. Andreas.


*


Oberstdorf, 28.12.2021 r.

     – Andreas, skup się do cholery, bo Igrzyska będziesz oglądał przed telewizorem! – głośny ryk trenera poniósł się po sali treningowej. Zacisnąłem zęby poprawiając pozycję. Ten sezon był dziwny. Dobre skoki mieszały się z tymi beznadziejnymi. Dobre lokaty przeplatane były miejscami poza czołową trzydziestką. Musiałem wziąć się w garść. Musiałem pokazać, udowodnić, że jeszcze jestem w stanie powrócić na szczyt. Silniejszy, dojrzalszy, bogatszy w życiowe doświadczenie. Życie… Pokopało mnie milion razy. Grałem, udawałem, wracałem, przepadałem.
Andreas, co się z tobą dzieje?! – warknął asystent trenera. Niegdyś mój najlepszy przyjaciel. Wszystko spieprzyłem.
Nic! – krzyknąłem. – Staram się, nie widać?!
Musisz starać się bardziej! Frustracja bije od ciebie na kilometr. Chcesz być w kadrze na zbliżającą się Olimpiadę? Musisz pokazać, że zasługujesz na to miejsce! – zagrzmiał.
Przewróciłem oczami. Bawił się w psychologa, sprzedawał tanie bzdury. Nic nie wiedział. To była moja wina. Mogłem powiedzieć mu o wszystkim, gdy pytał. Gdy jeszcze byliśmy blisko. Kiedy jeszcze sobie ufaliśmy. Zaprzepaściłem nasze relacje. Żałowałem tego. Cholernie tego żałowałem. Dokończyłem trening, przybiłem piątkę z kolegami. Każdy z nas zmagał się z innym rodzajem presji. Wracaliśmy po ciężkich kontuzjach, dążyliśmy do perfekcji. Ta cecha była w nas zakorzeniona. Od małego. Odkąd zdecydowaliśmy się na taką ścieżkę kariery. Opuściłem budynek z duszą na ramieniu. Westchnąłem, wypuściłem z ust mroźne powietrze. Oparłem się o niewygodną ścianę i przymknąłem powieki. To było zbyt trudne. Chciałem, pragnąłem powrócić na sam szczyt, ale prowadząca do niego droga była powywijana. Zdawałem sobie sprawę ze swojej pozycji. Na ten moment nie miałem szans na Pekin. Co musiałem zrobić? Dawałem z siebie wszystko. Trenowałem, wylewałem z siebie hektolitry potu. Konkursy. Przejazdy. Odpowiednia pozycja najazdowa. Sylwetka w locie. Telemark. Wyrzeczenia, złość, agresja. Otworzyłem oczy.
Za jakie grzechy? – mruknąłem widząc zbliżającą się postać.
Andreas, porozmawiaj ze mną – pewny głos Wanka odrobinę mną wstrząsnął. Może to był ten moment. Nie, było za późno.
Nie mamy o czym – uciąłem. Próbowałem go zbyć, wyminąć. Złapał mnie za ramię. – Zostaw! – Szarpnąłem się.
Nie poznaję cię. Ani trochę cię nie poznaję. Zmieniłeś się. Od Igrzysk w Korei nie jesteś sobą! – wybuchnął. Może on też pragnął zrzucić z siebie ciężar.
Nie mam pojęcia, o czym mówisz – oczywiście, że miałem, ale musiałem jakoś wybrnąć. Ubiegła Olimpiada mnie zniszczyła.
Andreas… Byłeś w gazie, nie oszukujmy się. Później… Coś musiało się stać. Coś, co odbiło się na twojej psychice. Straciłeś miejsce na podium w klasyfikacji generalnej, posypałeś się. Starałeś się wrócić. Udało ci się. Jednak… Kontuzje, zakończenie związku, wycofanie się z zawodów w poprzednim sezonie. Teraz znów walczysz, ale coś cię blokuje. Czy to zbliżające się Igrzyska tak negatywnie na ciebie wpływają? Boisz się, że nie wywalczysz miejsca? – zadana przez niego ilość pytań mnie przybiła. Miał stuprocentową rację. Byłem głupi i słaby. Chciwy. Pragnąłem kogoś, z kim po prostu nie mogłem być. Gardziłem sobą i swoimi myślami. Chciałem jej odebrać to szczęście, by była szczęśliwa ze mną. Jej tragedia stała się moją tragedią, choć nie miałem do tego prawa. Do niej też nie. Dlaczego wtedy jej nie powstrzymałem? Dlaczego nie powstrzymałem siebie? Żyłem z poczuciem winy, bo wiedziałem, jak ta zdrada na nią wpłynęła. A wypadek… Nie byłem za niego odpowiedzialny, ale czułem inaczej. Nie chciała mnie znać. A ja chciałem być przy niej. Odwiedzałem ten nieszczęsny grób. Przepraszałem. I nawet przez moment nie wyobrażałem sobie tego, co ona musi przeżywać. Widziałem ją ostatnio. Chciałem pozostać niezauważony. Nie wiem, czy mi się udało. Nienawidziła mnie. I miała do tego prawo. Laila.
Wank, odczep się ode mnie – poirytowany odwróciłem się od byłego przyjaciela.
Chciałem ci tylko pomóc – usłyszałem jego głos za plecami. Wyminął mnie. Nie wyciągnąłem ręki na zgodę. Stchórzyłem. A później nie awansowałem do konkursu. Byłem pokonany. 



***


Witam!

Coś ruszyło do przodu ^^




Kochane, dużo radości, szczęścia i weny w Nowym Roku!!! 💛🎉🎆

Pozdrawiam ;*

2 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że z każdym kolejnym dniem rany naszej bohaterki co raz bardziej zaczynają się zabliźniać. Dziewczyna powoli, krok po kroku, wychodzi z mroku depresji. Oczywiście czas świąt Bożego Narodzenia nie jest dobrym czasem dla osób, które podobnie jak Laila, mają za sobą tak tragiczne wydarzenia, ale ona znalazła w sobie siłę, aby choć dla rodziców postarać się, aby tradycja tych dni została zachowana. Dobrze, że istnieje ktoś dla kogo ma jeszcze żyć i kto otacza ją tak ogromnym wsparciem. Dla jej rodziców to również trudne, stracili wnuczkę i musieli patrzeć jak ich ukochana córka przeraźliwie cierpi, a oni nie mogą wziąć nawet odrobiny tego bólu na siebie. Nie wiadomo jak wówczas pomóc takiej osobie bo nawet najbardziej niewinne słowo czy gest może wywołać armagedon. To oczywiste, że takie wydarzenia jak Boże Narodzenie będą przywoływały falę wspomnień i nagle okazuje się, że te najmniejsze, można by i nawet rzec błahe rzeczy, na które nie zwracamy na co dzień uwagi, stają się właśnie tym najpiękniejszym wspomnieniem. A Laila ma ich pełno i powinno to w sobie pielęgnować. Wierzę, że jeszcze kiedyś będzie mogła kolekcjonować kolejne :)
    Po raz pierwszy pojawił się Andreas, który również przechodzi przez trudne chwile w swoim zawodowym, jak i prywatnym życiu. Oficjalnie już wiemy, że to właśnie z nim nasza główna bohaterka miała romans. Okazuje się również, że to wydarzenie miało na chłopaka ogromny wpływ. Oczywiście ich relacja nie była bezpośrednio powodem jego obecnych problemów, choć była jedną z części domina, które nagle się posypało. Widać Andreasowi zależało i nadal zależy na dziewczynie i jej tragedia również na niego wpłynęła. On również poczuł się winny. Chciałby ją wspierać, ale wie że nie ma do tego prawa. Nie pozwoliłaby mu i on to doskonale rozumie. Ciekawi mnie jaką historię dla nich wymyśliłaś :) Pojawił się również Wanki! Andreas zdecydowanie powinien przeprosić przyjaciela i przeprowadzić z nim poważną rozmowę. Myślę, że jakby się mu wygadał to choć trochę by się lepiej poczuł. Takie oczyszczenie głowy jest mu potrzebne, szczególnie w momencie gdy zbliżają się Igrzyska, a on nie jest nadal na dobrej drodze, aby się na nich pojawić.

    Buziole! :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Święta Bożego Narodzenia, które powinny być pełnym radości i szczęścia czasem spędzonym w gronie najbliższych. Dla Laili stały się istnym koszmarem od kiedy straciła dwie najukochańsze osoby. Cała magia tego wyjątkowego okresu przestała dla dziewczyny istnieć, ale nie można się temu dziwić. Taka strata zdruzgotałaby każdego. W dodatku świąteczny nastrój przywołał mnóstwo wspomnień wspólnie spędzonego czasu z Jonasem i tylko pogłębiło tęsknotę dziewczyny za nim. Na całe szczęście Laila ma jeszcze wspaniałych rodziców, którzy starali się zrobić wszystko, aby wesprzeć córkę i dostarczyć jej, choć odrobinki radości. To również dla nich nie były łatwe miesiące, a poczucie bezradności i świadomości, że nie mogą zrobić nic, aby choć trochę ulżyć Laili na pewno dużo ich kosztowało. Wierzę jednak, że jeszcze kiedyś nadejdzie taki czas, że Boże Narodzenie znów stanie się dla całej tej rodziny czymś, na co będą wyczekiwać z niecierpliwością.
    Laila nadal niezwykle mocno cierpi, ale niekiedy widać pierwsze oznaki, że kiedyś będzie w stanie pogodzić się z tą tragedią i ruszyć naprzód ze swoim dalszym życiem. Dziewczyna na to bez wątpienia zasługuje.
    Mamy również oficjalne potwierdzenie, że to Andreas jest głównym powodem wyrzutów sumienia Laili. To z nim wdała się w przeszłości w romans, czego nie potrafi sobie wybaczyć. Na nim również to wszystko odcisnęło ogromne piętno. Podobnie jak dziewczyna każdego dnia obwinia się o to, co się wydarzyło, a jego życie rozsypane jest niemal w każdej sferze. To sprawia, że nie może do końca skoncetrować się na treningach i odzyskać dawnej formy. Sytuacji nie poprawiają zbliżające się Igrzyska. Jakby tego było mało już dawno temu odsunął się od wszystkich i nie chce od nikogo pomocy, choć jestem pewna, że gdyby zdobył się na odwagę i wyznał wszystko Andreasowi, zdecydowanie by mu użyło. Zdecydowanie powinien zawalczyć o odbudowanie ich przyjaźni. Samotne zmaganie się z problemami donikąd go nie zaprowadzi. Mimo tego wszystkiego mam nadzieję, że zarówno Laili, jak i Andreasowi uda się wkrótce pozbierać.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.  :)

    OdpowiedzUsuń